Nie pamiętam, że mam nie dzwonić. Nie pamiętam, że ktoś coś dla mnie zrobił i robię mu wyrzuty. Nie pamiętam, przy kim mam trzymać gębę na kłódkę. Nie pamiętam o tym, by wziąć rano tabletkę.
Nie pamiętam, co napisałam kilka lat temu. Wczoraj pamiętałam co, ale nie pamiętałam kiedy. Wczoraj odkryłam, że jednak potrafiłam pisać, tylko wtedy myślałam, że nie potrafię, bo wychodziłam z założenia, że nie potrafię nic. Wczoraj doceniłam umiejętności, które straciłam. Które odebrały mi tabletki*.
By tworzyć, trzeba cierpieć, trzeba mieć bałagan w głowie. I cierpiałam, i miałam bałagan, potem zaczęłam sobie pomagać i nadal cierpię, i nadal mam bałagan, ale już nie taki jak wtedy, już nie potrafię go przekuć w coś fikcyjnego, przerzucić go na osobę, która powstała w mojej głowie i przykro mi trochę, i bardzo mi tego brakuje, bo te tygodnie planowania, godziny pisania pomagały mi na chwilę zapomnieć o tym, co działo się w mojej głowie. Teraz wielu rzeczy nie pamiętam, ale cały czas pamiętam o tym, by myśleć o swoim stanie, by wałkować każdą myśl, rozdmuchiwać wszystkie emocje, karmić swój strach i nienawidzić całego świata.
Dziś w nocy się z nim kochałam i w tle rozbrzmiewało Wonderwall (i może faktycznie go uratuję), a potem, w kolejnych snach, pieprzyłam się (już nie kochałam) z wieloma innymi ludźmi i miałam wyrzuty sumienia, że mu to robię. On wie, że nigdy bym tego nie zrobiła, bał się tylko, że nie będę na niego czekała, pewnie nadal się tego boi, ale ja będę czekać tyle, ile trzeba, choć to boli jak cholera.
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz