John wszedł na komisariat w Greatweak z kubeczkiem stygnącej kawy, najgorszej, jaką w życiu pił, ale nie miało to większego znaczenia, potrzebował kofeiny, by odzyskać energię po locie, na sen nie mógł sobie pozwolić.
- Panie Henderson, jak dobrze, że pan jest. Próbowaliśmy się z panem skontaktować, ale na próżno.
- Wyłączyłem telefon przed startem - odpowiedział młodej policjantce, wyraźnie czymś przejętej.
- Pani Hammond się znalazła.
Znieruchomiał, o mały włos nie upuścił papierowego pojemnika z napojem.
- Żyje? - wydukał cichutko, zupełnie jakby bał się odpowiedzi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz