Czy jeszcze kiedyś coś z siebie wykrzesam? Czy zamilkłam na wieki? Na zawsze? Na wieczność?
To tak długo, to takie duże słowa, a ja jestem taka mała, taka tymczasowa.
Ilu było na moim miejscu? Ilu tkwi tu teraz? Pewnie wielu, mimo to czuję się wyobcowana. Obca nawet dla samej siebie. Ręce nie są moje, nogi nie są moje, twarz tez należy do kogoś innego. Obcego.
I myśli tak obco poszatkowane, rozerwane na kawałki, rozrzucone chaotycznie po całej głowie. Chciałabym je złapać i związać, tak jak wiążę włosy. Rzucić na kupkę w jednym miejscu i posklejać, pozszywać.
Nie potrafię, zatraciłam gdzieś umiejętność budowania zdań. A może nigdy jej nie miałam? Może. Zaślepiona iluzją wyjątkowości nie zwracałam na nic uwagi, wypluwałam słowa instynktownie, z poczucia fałszywego obowiązku. Może już dłużej nie potrafię się oszukiwać? Albo nie chcę. Sama właściwie nie wiem. Wiem tylko tyle, ze jestem pusta, nie licząc wnętrzności, w środku nie ma zupełnie nic. Nicość, tkwię w niej po sam czubek głowy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz