Rozgrzałam się dziesięcioma łykami kawy ("Rozpuszczalna to nie kawa!". "Kawa z mlekiem to nie kawa!". Pierdolcie się!). Spojrzałam na telefon (po mojej prawej, tuż przy czerwonym notesie z tysiącem mądrych słów. Nie moich, cudzych, ja nie umiem, nie znam mądrych słów), potem na zegarek na ekranie notebooka (zakurzony, brudny śmierdziel!) - zadzwoni za kilka godzin, góra cztery. Poczułam ból, w środku, w żebrach, potężny ucisk, który wycisnął ze mnie niechciane łzy. Ból niemożności. Ból rozłąki. Ból samotności. Ból żywienia się wspomnieniami, by nie zdechnąć na podłodze w kiblu.
Mam już objawy choroby wdowiej. Chore! Można tyle żyć bez czegoś (dwadzieścia siedem lat), ale kiedy już się to pozna i nagle się to urwie, wszystko szaleje - ciało szaleje, głowa szaleje. Kurwa! Jak to wszystko okropnie brzmi! Te myśli, te zdania! Jebana grafomanka! Jebana wariatka! Jebany świat! Jebany Tramal! Jebane wszystko, wszystko jebane! Jebana małolata jebana przez starych dziadów za jebany Tramal! Zdechnij! Zajeb się ze wstydu, choć ty wstydu nie masz, ty parszywa dziwko!
Swędzi mnie całe ciało, a tej kurwy nie swędzi sumienie. Kurwy nie mają sumienia. Pieprzone geny dziwki-socjopatki!
Papieros mnie nie uspokoił. Papieros mnie rozdrażnił. Mdłości (nazywają je nudnościami - nienawidzę tego słowa!) znów zaatakowały. Nie mogę przełknąć kawy. Nie mogę przełknąć wody. Nie mogę przełknąć tej niesprawiedliwości.
12:22
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz