Kolejny mechaniczny ruch. Lori zaczęła wypełniać arkusz. Tym razem nie miała za sobą sztabu specjalistów będących w stanie załatwić jej fałszywe dokumenty, musiała więc podać swoje prawdziwe dane. Robiła to szybko, choć nieco niepewnie, jakby wciąż nie była do końca przekonana, czy to był dobry pomysł. Nagle się zatrzymała, doszła do rubryki z pytaniem o dolegliwości. Zacisnęła mocno powieki, by przypomnieć sobie matkę i jej gorsze dni.
Bezsenność, wahania nastroju, omamy słuchowe i wzrokowe, napady agresji, silne migreny.
Nic więcej nie przyszło jej do głowy. Zeszła na sam dół kartki i złożyła zamaszysty podpis.
- Teraz proszę chwilę poczekać, zawiadomię lekarza dyżurującego.
Hammond uniosła lekko kąciki ust i usiadła na jednym z plastikowych krzeseł. Kiedyś musiały być białe, teraz nosiły ślady zużycia i bliżej im było do żółci. Nie znosiła żółtego, kojarzył jej się z brudnymi toaletami.
Przetarła twarz dłonią, pusty korytarz zdawał się ciągnąć w nieskończoność, tak samo jak ta zapowiedziana chwila. Nogi bezwolnie wybijały nierówny rytm, palce skubały nogawki czarnych wycierusów. Mogła się jeszcze wycofać. Mogła, ale nie chciała.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz