Słysząc dzwonek do drzwi tuż po północy, Marlene zerwała się z kanapy z szybciej bijącym sercem. Wiedziała, kto stał na progu; tylko James odwiedzał ją o tak późnych porach.
Nie zdołała powstrzymać cisnącego się na usta uśmiechu - w końcu znudził się swoją nową zabaweczką i wrócił do niej z podkulonym ogonem. W głębi duszy wiedziała, że tak będzie. Zawsze tak było. Panienki przychodziły i odchodziły, ona była jedyną stałą w życiu Johnsona. Nawet jeśli jej nie kochał, nie potrafił bez niej żyć, a to już zawsze było coś.
- Dobrze, że nie śpisz, musimy porozmawiać.
Chłodny ton jego głosu zmazał uśmiech z jej twarzy. Jeszcze nigdy nie patrzył na nią z takim gniewem, bezwolnie zadrżała. James zamknął drzwi. Odmówił przejścia do salonu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz