środa, 24 lipca 2019

Dwudziesty siódmy

Śmiech. Zawsze śmiech. Ciągły śmiech. Żywi ludzie z innego wymiaru. Czasem chciałabym być nimi. Z nimi. O nich myślę w chwilach słabości. Słabo mi. Mi, mi, mi. O mnie, zawsze o mnie, ciągle o mnie. Bezustannie. W tej głowie, biednej głowie, ściśniętej niewidzialnym drutem. Tylko ja i ja, i ja. Czasem oni. Co za szczęście! Cieszmy się, radujmy się, zawsze mogło być gorzej. Czwórka dzieci, każde z innym, depresje poporodowe. Zwykła depresja jest romantyczniejsza, bardziej godna pożałowania. Łykam dwie tabletki, ot tak, by zobaczyć, co się stanie. Nie dzieje się nic. Nicość mnie wypełnia i nie wiem już, co mówić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz