Krople deszczu uderzają o szyby, pętla na żołądku zaciska się. Szum wiatru miesza się z szumem w głowie, materiał drga nerwowo.
Temperatura - za wysoka - zaczerwienia poliki; gdyby przewrócić je na drugą stronę, światu ukazałby się szereg blizn. Blizny na dłoniach, ledwo widoczne, czuć jej tylko przy dotyku, ale nikt nie może ich dotknąć. Te na kolanach zasłaniają włosy, nikt nie chciałby tego oglądać.
Zakłócenia, wybijające z rytmu wywody zza ściany. Polityka - zawsze to samo, tym samem głosem, o tej samej porze. Ciągła powtarzalność, wiesz, czego się spodziewać. Mdłości są naturalne.
Hałas narasta, irytuje i koi, brak rytmu rozprasza tylko przez chwilę. Zakłócenia, obrazki, powolne odliczanie; zamknij oczy.
Poszatkowana piosenka, nic się nie zgadza. Krew pod paznokciami, pretensjonalne brednie. Tło przyspiesza, obiekt stoi w miejscu, nie wie, co myśleć, jak reagować. Najlepiej nic, najlepiej wcale. Wstydu nie ma, może być bierny.
Jelita obiektu kurczą się w bólu, z serca obiektu coś próbuje się wyrwać.
Westchnienia, ochy, Jezusy, o matki, ktoś znowu musiał umrzeć. Obiekt pozostaje niewzruszony, obiekt ma problemy z uczuciami. Nie ma ich wcale, prawdopodobnie. Obiekt jest zimny jak kamień.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz