Dziś osoba, z której zdaniem bardzo się liczę, zasugerowała, że mogłabym zacząć tworzyć wpisy będące rozwinięciem cosiów, opisem przedstawionej w nich sytuacji. Pomyślałam sobie: czemu nie?
Jeszcze w zeszłym roku tworzyłam wpisy ze swoimi przemyśleniami i bardzo to lubiłam. Zaprzestałam tego, bo koncentracja nie pozwalała mi na takie szaleństwa, ale w dniu dzisiejszym postanowiłam się sprawdzić - czy jestem w stanie naskrobać coś nieco dłuższego niż cosie?
Okazało się, że jestem. Efekt możecie "podziwiać" poniżej:
Masz lat prawie trzynaście (trochę mniej tak naprawdę, ale to nieważne) i wchodzisz w swój pierwszy związek. Jest tak jak pisali w magazynach dla nastolatek, które namiętnie czytywałaś od dziewiątego roku życia, choć byłaś zdecydowanie za młoda na obcowanie z poruszanymi tam tematami - motylki w brzuchu, myślenie tylko o tej jednej osobie, tym blondynku z niebieskimi oczami, który wcale nie był tak niewinny, jak mogłaby to sugerować jego delikatna aparycja. Ale podobało ci się to, pociągali cię niegrzeczni, mroczni, zbuntowani chłopcy - tak często oglądałaś ich na ekranie (i nie zapominaj o tej piosence, gdzie pada słynne hasło "łobuz kocha najbardziej" - nie tej disco-polo, jakiejś starej, hip-hopowej, której tytułu i wykonawcy za nic w świecie nie możesz sobie przypomnieć, a Wujek Google nie pomaga, mniejsza o to).
Myślałaś sobie - ja, wtedy jeszcze grzeczna dziewczynka, zamienię tego łobuziaka w chłopaka idealnego! A tymczasem to on zmienił ciebie w zakompleksioną, smutną i agresywną małolatę, co to piła piwo pod klatką, paliła szluga za szlugiem, bo on takie lubił. Ileż to razy cię obrażał, nazywał brzydką, rzucał, a potem błagał, żebyś wróciła! Twój ówczesny tytuł: ulubiona opcja awaryjna pana D. Ale ty się cieszyłaś, myślałaś sobie: skoro zawsze do mnie wraca, musi mnie kochać! Kochał, oj kochał! Kochał tobą manipulować, kochał to, że byłaś na każde jego zawołanie, kochał, jak patrzyłaś z nienawiścią na dziewuszki, z którymi ostentacyjnie przy tobie flirtował - z wielką przyjemnością patrzył, jak się o niego biłyście (dosłownie i w przenośni).
Pierwszy związek to duża rzecz, człowiek wyrabia sobie wtedy pogląd na to, czym jest ta słynna miłość. Jeśli był w jakimś stopniu toksyczny (jak ten twój), człowiek kieruje się potem jakimiś dziwnymi kryteriami w doborze partnerów. Nie inaczej było z tobą - odrzucałaś tych miłych i uroczych, którzy traktowali cię jak księżniczkę i uganiałaś się za tymi, którzy tobą gardzili, uważali za wariatkę. I ostatecznie utknęłaś w szponach samotności - tkwiłaś w niej dekadę z hakiem.
Dziś masz lat prawie dwadzieścia dziewięć, w zeszłym roku poznałaś, czym jest prawdziwa miłość. I choć twój ukochany to także typ chłopca niegrzecznego z burzliwą przeszłością, serce ma dobre. I okazuje ci tyle szacunku i czułości, dba o ciebie, troszczy się, wielbi niczym boginię. Śmiejesz się z nim, wypłakujesz w jego ramię. Akceptuje wszelkie mankamenty twego ciała - dla niego to wcale nie są wady, a dla tamtego pierwszego to była obrzydliwość obrzydliwa, przez co i ty tak zaczęłaś to postrzegać.
Ten pierwszy cię zepsuł, ten obecny (i masz nadzieję, że ostatni) naprawił.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz